Bursztynowy plyn przyjemnie draznil gardlo. Zreszta po dwoch butelkach wszystko wokol bylo przyjemne.
Holmes z niejakim zdziwieniem stwierdzil, ze jest sam, a ze wlaczyl mu sie szwedacz, mruknal do siebie:
- Eh, zadzwonie do Wiedzmy.
Po czym pokrecil korbka.
Po kilku nieprzyjemnych trzaskach w sluchawce rozlegl sie glos, raczej pytajacy niz stwierdzajacy:
- Hallo?...
- Czesc Wiedzma, to Ty? - zapytal rezolutnie geniusz.
- Tak - odpowiedziala nie mniej rezolutnie Wiedzma. - A to TYYY?
- No!.. - ucieszyl sie - Aaa... skad wiedzialas?
- Przeciez brales u mnie lekcje logiki - przypomniala Wiedzma.
- Ach, istotnie! - stuknal sie w czolo z plaskacza - Sluchaj, co robisz?
- Wlasnie lece do Adamma, dostal dziwna paczke ze Slowacji.
Holmes natychmiast oprzytomnial. Wyostrzone zmysly rozpoznaly w tym reke Watsona. Sluchawka zadyndala na sznurze. W nieodkrytych przez innych zwyczajnych zjadaczy chleba zakamarkach mozgu z zawrotna predkoscia ukazywaly sie mozliwe rozwiazania zagadki slowackiej przesylki. Detektyw podszedl do stojaka, zdjal z niego skrzypce, przejechal smyczkiem po strunach wydobywajac z instrumentu to, co Stradivarius w niego wlozyl... Poplynela muzyka. Piekna, najpierw rzewna, spokojna, powoli zwiekszajaca tempo, jak wezbrana rzeka.
- Hallo?... Hallo! - Wiedzma pokiwala ze zrozumieniem glowa. - No tak, znowu skul sie jak sztucer... - westchnela, po czym wsiadla na miotle i odfrunela do Adamma.
Dokladnie w tym samym czasie Watson rozsiadlszy sie wygodnie przy stole zamowil porcje knedliczkow. Przy stoliku obok, spod daszka czapki przygladal mu sie pulchny, rumiany jegomosc.
- Pssst - syknal - Czesc Bond-James-Bond, jestem Szwejk de Dzielny i jestem tu incognito. Przeszedlem przez zielona granice z Czech, zeby sie z Toba spotkac...
Doktor o malo nie zakrztusil sie knedliczkiem...
Holmes z niejakim zdziwieniem stwierdzil, ze jest sam, a ze wlaczyl mu sie szwedacz, mruknal do siebie:
- Eh, zadzwonie do Wiedzmy.
Po czym pokrecil korbka.
Po kilku nieprzyjemnych trzaskach w sluchawce rozlegl sie glos, raczej pytajacy niz stwierdzajacy:
- Hallo?...
- Czesc Wiedzma, to Ty? - zapytal rezolutnie geniusz.
- Tak - odpowiedziala nie mniej rezolutnie Wiedzma. - A to TYYY?
- No!.. - ucieszyl sie - Aaa... skad wiedzialas?
- Przeciez brales u mnie lekcje logiki - przypomniala Wiedzma.
- Ach, istotnie! - stuknal sie w czolo z plaskacza - Sluchaj, co robisz?
- Wlasnie lece do Adamma, dostal dziwna paczke ze Slowacji.
Holmes natychmiast oprzytomnial. Wyostrzone zmysly rozpoznaly w tym reke Watsona. Sluchawka zadyndala na sznurze. W nieodkrytych przez innych zwyczajnych zjadaczy chleba zakamarkach mozgu z zawrotna predkoscia ukazywaly sie mozliwe rozwiazania zagadki slowackiej przesylki. Detektyw podszedl do stojaka, zdjal z niego skrzypce, przejechal smyczkiem po strunach wydobywajac z instrumentu to, co Stradivarius w niego wlozyl... Poplynela muzyka. Piekna, najpierw rzewna, spokojna, powoli zwiekszajaca tempo, jak wezbrana rzeka.
- Hallo?... Hallo! - Wiedzma pokiwala ze zrozumieniem glowa. - No tak, znowu skul sie jak sztucer... - westchnela, po czym wsiadla na miotle i odfrunela do Adamma.
Dokladnie w tym samym czasie Watson rozsiadlszy sie wygodnie przy stole zamowil porcje knedliczkow. Przy stoliku obok, spod daszka czapki przygladal mu sie pulchny, rumiany jegomosc.
- Pssst - syknal - Czesc Bond-James-Bond, jestem Szwejk de Dzielny i jestem tu incognito. Przeszedlem przez zielona granice z Czech, zeby sie z Toba spotkac...
Doktor o malo nie zakrztusil sie knedliczkiem...